Recenzja filmu

Resident Evil: Afterlife (2010)
Paul W.S. Anderson
Milla Jovovich
Ali Larter

Jeszcze więcej zombie

Resident Evil Afterlife to kolejna odsłona całkiem niezłej serii opartej na grach japońskiego producenta KONAMI. Film uniknął losu większości adaptacji gier komputerowych (min. znakomitych
Resident Evil Afterlife to kolejna odsłona całkiem niezłej serii opartej na grach japońskiego producenta KONAMI. Film uniknął losu większości adaptacji gier komputerowych (min. znakomitych produkcji Uwe Bolla) i nie stał się kaszanką o zasięgu globalnym pewnie dzięki temu, że Boll tego nie reżyserował. Do czego zmierzam? Do tego, że zawsze mogło być gorzej, ale niestety mogło być i lepiej. Dużo lepiej.

 Musze przyznać, że bardzo czekałem na ten film. To dlatego, bo jestem fanem serii gier o tym tytule i niestety muszę przyznać, że Paul W.S. Anderson poszedł na łatwiznę i nie postarał się za bardzo przy tym filmie. Bez żadnego logicznego wyjaśnienia wprowadził masę motywów z najnowszej odsłony serii Resident Evil 5.

Ale po kolei. Pan Anderson chyba nie wiedział, że od czwartej części gry przeciwnikami nie są zombie, tylko ludzie zarażeni Plagą, tajemniczym rodzajem pasożyta. Mimo to wprowadził do swojego filmu połączenie zombie i Plagi, a nie podał skąd to się wzięło. Ponadto pojawienie się znikąd kata z toporem też nie zostało wyjaśnione. Reżyser aż za bardzo wzorował się na grze, toteż jedna ze scen jest kopią tej z gry (chodzi o walkę Chrisa i Weskera) Wielki minus dla tego pana.

Drugą irytującą sprawą jest fabuła. A raczej jej brak. Pan Anderson chyba naprawdę myślał, że do motywów z gry doda postać Alice (w tej roli  Milla Jovovich) i efekt 3D to powstanie film.  A wyszło kolejne komercyjne coś żerujące na dobrej marce gier komputerowych.

Jak słusznie zasugerował autor oficjalnej redakcyjnej recenzji, Paul W.S. Anderson uratował ten film przed losem gorszym niż śmierć. A to za sprawą wprowadzenia elementów komediowych. Ponadto dzięki niemu mój ulubiony reżyser Uwe Boll nie miał szansy dobrać się do tej części filmu i do reszty popsuć obraz gry. Paul W.S. Anderson ma ciekawe poczucie humoru, jeśli obsadza Wentwortha Millera w roli Chrisa Redfielda, którego poznajemy w miejscu podobnym do tego z serialu "Prison Break". Ponadto Albert Wesker (główny antagonista, w tej roli Shawn Roberts) przypomina Neo z "Matrixa", ale to akurat nie jest inwencją autora, gdyż ta postać tak właśnie przedstawiona została w grze.

Mimo tych wszystkich wad nadal uważam, że "RE Afterlife" nie należy skreślać. Jeśli nie miałeś styczności z grą Resident Evil 5, to nie zauważysz tych wad, a jeśli nie znasz serii filmowej, nie bój się, bo nie pogubisz się. "RE Afterlife" luźno nawiązuje do wydarzeń z poprzednich części, co czyni go jakby odrębnym filmem. Jeśli natomiast jesteś fanem serii gier to nie możesz przegapić tego filmu. Ja nie żałuję wydanych pieniędzy, gdyż i tak nieźle się ubawiłem (chociaż nie wiem dlaczego w pierwszej chwili dałem temu filmowi wyższą ocenę niż na to zasługuję. To pewnie w przypływie emocji związanych z seansem ale po chłodnej kalkulacji moim zdaniem ten film zasługuje na mocne 6/10)

 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Milla Jovovich po raz kolejny wciela się w Alice – nieustraszoną pogromczynie zombie. Tym razem główna... czytaj więcej
"Resident evil: Afterlife" - film dla fanów gry, Milli Jovovich czy techniki trójwymiarowej? Na to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones