Moglibyście wyjaśnić mi jak rozumiecie tę scenę, gdy młody Mikolasek zabiera worek z kotami i jego decyzję?
Ja zrozumiałam to tak, że mogłoby się wydawać, że główny bohater to wspaniały i dobry człowiek ze względu na to, że pomagał i leczył wielu ludzi, to w głębi tkwił w nim pierwiastek zła, który po raz pierwszy ujawnił się w scenie z kotami, potem, gdy wymusił na swoim asystencie podanie mieszanki ziołowej jego żonie w celu, którego nie będę tu ujawniać ze względu na spoiler, jak i na końcu filmu w trakcie zeznania w sądzie pokazał swoje prawdziwe oblicze.
W pierwszym momencie miałem wrażenie, że chce zrobić im łaskę i zrobić to w szybszy i pewniejszy (według jego oceny przynajmniej) sposób. Ale potem już sam nie wiedziałem dlaczego tak zdecydował.
Moim zdaniem to zdecydowanie było spanikowanie, słyszał ciągle miałczenie i dał się ponieść atakowi agresji. Moim zdaniem ta scena wyjaśnia właściwie cały film, już w trakcie wojny został zmuszony do zastrzelenia swojego kolegi, od tego czasu panicznie boi się decyzji, a w szczególności decyzji o życiu i śmierci.
Moim zdaniem ta scena była głupim szokowaniem na siłę i nie ma na nią żadnego logicznego uzasadnienia, zarówno w postaci głównego bohatera, jak i calosci całości fabuły
+1, generalnie w kontekście zwierząt to tu było dużo zbędnej przemocy. Nie wyływało to na fabułę w żaden sposób. O tym jaki jest główny bohater mogły mówić już same relacje z innymi ludźmi (choćby to psychiczne
pastwienie się nad siostrą, która chciała pożyczyć pieniądze).
Czytam właśnie wywiad z Agnieszką Holland na łamach Dwutygodnika: https://www.dwutygodnik.com/artykul/9167-glowa-w-piasek-woda-w-usta.html. Mówi ona, że "Ten problem nieśmiertelności jest w przypadku naszego Mikoláška bardzo wyraźny. Za każdym razem, gdy styka się z nieuniknionością śmierci, rozpada się jego osobowość. Wychodzą agresja, frustracja... trach!"
Ta scena po pierwsze była okropna, a poza tym jakoś nie pasowała mi do całości obrazu Mikolaska. Jak najbardziej rozumiem, że miał on też mroczną stronę swojej natury, ale bez przesady, to co zrobił kotom (i jak to zrobił) było wręcz nieludzkie. A w moim odczuciu nie wydawał się on być aż takim psychopatą, choć był w nim pierwiastek zła, jakaś zduszona frustracja, brak akceptacji siebie itp.
a scena zrzucenia winy na faceta którego ponoć kochał... żeby ratować swoją skórę, to było ludzkie... w filmie mowa jest o tym, że od tego czasu jak zabił te koty, to ta uzdrowicielka zaczęła na niego inaczej patrzeć, nie zostawiła mu nic po śmierci, choć się nią do tej śmierci opiekował...
Czym tak naprawdę różniłaby się scena, kiedy miał te kociaki utopić w wodzie, od tego co zrobił ? Nie doszukiwałbym się tutaj jakiś wielkich złych intencji. Według mnie wybrał szybsze rozwiązanie. Ma to oczywiście jakiś związek z sytuacją kiedy zostaje zmuszony do rozstrzelania żołnierza. Zastanawia mnie jednak dlaczego chciał, aby żona jego "asystenta" poroniła. Tutaj jego działanie wydaje mi się potworne...
Nie wiem kiedy byl w wojsku, ale moze zachowanie z kotami to zespół stresu pourazowego